› bieżące
08:34 / 02.03.2013

Niezwykła broń produkowana w stoczni Schichaua w Elblągu

Niezwykła broń produkowana w stoczni Schichaua w Elblągu

Były małe, trudne do wykrycia przez radary wroga, bezgłośnie podpływały do celu, zatapiając kolejne jednostki nieprzyjaciela, spędzały sen z oczu wśród alianckich marynarzy. Mowa oczywiście o niemieckich małych łodziach podwodnych „Seehund” typu XXVII B, które w dużej części były produkowane w stoczni Schichaua w Elblągu. Co sprawiało, że liczący niewiele ponad 10 m długości, u-boot, stawiał na nogi całą marynarkę Aliantów podczas II wojny światowej?

Elbląg pełnił ważną rolę w przemyśle zbrojeniowym III Rzeszy. Produkowano wyposażenie do okrętów podwodnych, samochody pancerne, działa, silniki lotnicze. Całe miasto zostało wciągnięte w tryby maszyny wojennej.

Największym zakładem przemysłowym Elbląga była stocznia Schichaua, która w 1941 r., zmieniła nazwę na F.Schichau AG Elbing. Stocznia zatrudniała ponad 18 tysięcy pracowników. W roku 1944, główny nacisk został położony na budowę małych, nowoczesnych okrętów podwodnych „Seehund”. Według programu z czerwca 1944 r., miesięcznie stocznia Schichaua miała produkować 45 jednostek, a od stycznia nawet 55.

W ostatnich latach wojny, III Rzesza zamówiła 1351 sztuk tego typu okrętów, z czego 500 sztuk miały być wyprodukowanych w Elblągu. Do końca wojny, stocznia w Elblągu wyprodukowała 142 okręty „Seehund” (pol. Foka) typu XXVII B, 55 stało niedokończone na dokach, a 299 istniała tylko na papierze. Okręty miały oznaczenie cyfrowe od U-5001 do U-5118, oraz U-5251 do U-5269.

Prace nad prototypami pierwszych małych łodzi podwodnych, biuro projektowe Kriegsmarine prowadziło już od 1942 r. Jednak dopiero w roku 1944 przystąpiono do masowych produkcji małych u-bootów. Ich niewielki rozmiar był spowodowana brakami załogi od jesieni 1944 w Kriegsmarine. Wpływ na decyzję miało również zatopienia niemieckiego pancernika Tirpitz, przez małe brytyjskie łodzie podwodne typu X, które bezgłośnie podpłynęły do okrętu i podłożyły ładunki wybuchowe.

- Niewątpliwie miniaturowe okręty podwodne w Niemczech były inspirowane przez podobne jednostki typu X budowane w Wielkiej Brytanii (uszkodziły one na przykład pancernik Tirpitz) – mówi dr Michał Glock, prezes Stowarzyszenia Lastadia.

Stocznie niemieckie produkowały jednozałogowe okręty typu „Biber”, „Neger” czy „Molch”. Pierwszym okrętem dwu załogowym był U-boot „Hecht” (pol. Szczupak), szybko jednak okazało się, że nie nadaje się do prowadzenia działań wojennych na większą skalę. Został stopniowo wycofywany z służby, stając się okrętem szkoleniowym. Kolejnym U-bootem, spełniającym wymagania centrali, był „Seehund”. Twórcami nowego typu okrętu byli Marinebaudirektor Fischer i Marinebaurat Grim. Nowy okręt posiadał wszystkie ważne układy i instalacje spotykane na prawdziwych „wielkoformatowych” U-bootach. Budową nowych okrętów miały zająć się stocznie: Germaniawerft w Kilonii, stocznia Schichaua w Elblągu, stocznia Klocker-Humbold-Deutz w Ulm i CRD w Montefalcone. „Seehund” okazał się tak dobry, że minister uzbrojenia III Rzeszy Albert Speer, włączył okręt podwodny na listę priorytetów.

Nowe typy jednostek miały za zadanie przede wszystkim działać na wodach płytkich, blisko portów.

Długi na 11,86 m, szeroki na 1,68 m, potrafił się zanurzyć na głębokość do 30 m, w niespełna 3 sekundy. To powodowało, że były one trudne do wykrycia przez sonary, często za późno by móc zareagować na wystrzeloną już torpedę.

- Okręty tego typu były niebezpieczne, gdyż można je było wykryć tylko wizualnie tj. w sytuacji, gdy okręt taki był relatywnie blisko i gdy nie było możliwości wymanewrowania wystrzelonej torpedy. Na przykład polski krążownik „Dragon” został ciężko uszkodzony przez „Negera” 8 sierpnia 1944 roku pod plażami Normandii (był to największy sukces tego typu jednostek) - dodaje dr Glock.

Okręty podwodne „Seehund”, były bardzo dobrze dopracowane technicznie, jako pierwsze z małych u-bootów, posiadały dwa rodzaje silników: sześcio-cylindrowy silnik wysokoprężny Bussinga o mocy 60 KM i mniejszy elektryczny o mocy 18,5 kW. Dodatkowo posiadał prądnice do ładowania akumulatorów, co zwiększało zasięg z 76 do nawet 300 mil morskich. Silnik spalinowy umieszczony był z tyłu okrętu, emitował wysoką temperaturę w kabinie, a po zanurzeniu temperatura gwałtownie spadała, tak, że załoga musiała nosić ciepłe ubrania by nie wyziębić organizmu. Okręt mógł płynąć z prędkością do 7 węzłów przy pełnym wynurzeniu i do 6 węzłów w całkowitym zanurzeniu.

Na uzbrojenie „Seehundów” składały się dwie umieszczone na zewnątrz kadłuba torpedy typu G7e. Były to pierwsze pociski o napędzie elektrycznym, w odróżnieniu od swoich poprzedniczek, nie pozostawiała wyraźnego śladu spalin na wodzie, ale trzeba było co jakiś czas ładować akumulatory. W ostatnich dniach wojny, okręty były przystosowane do zadań wspierających garnizony miast portowych. Często zamiast torped, dostarczały żywność dla walczących żołnierzy.

Mimo wielu atutów, jakimi bez wątpienia były: mała wielkość, spory zasięg i niewykrywalność, jednostki te nie odegrały znacznej roli w bitwach morskich. W ciągu trwania swojej służby od 1944 do 1945, udało im się zatopić łącznie 8 jednostek pływających i trzy poważnie uszkodzić. Przy 35 stratach własnych. Głównym czynnikiem tych katastrof była przede wszystkim pogoda i zatrucia oparami, nic więc dziwnego, że okręty te nazywane były mianem „pojazdów samobójców”, czy „żywymi torpedami”. W dodatku, „Seehundy”, często miały problem z sprawnym manewrowaniem.

- Ze względu na małe kadłuby nierzadkie były przypadki zatruć, a to spalinami, a to oparami chloru z baterii akumulatorów, więc służba nie należała do przyjemnych - podkreśla dr Glock.

Jak należałoby ocenić „Seehundy”?

- Tak naprawdę to tego typu środki szturmowe miały bardziej oddziaływać na psychikę przeciwnika i być swoistym straszakiem. Pierwsze jednostki były tak naprawdę pojazdami samobójców - dodaje prezes Stowarzyszenia Lastadia.

Obawiano się, przenikania okrętów w głąb portów i niszczenia statków stojących na kotwicy. Marynarka wojenna sprzymierzonych musiała cały czas być czujna, gotowa by zareagować w razie niespodziewanego ataku „Foki”.

W kwietniu 1945 r., zakończone zostały działania „Seehundów” na morzach. Znaczna ich część trafiła później do ZSRR, gdzie zostały przemianowane na rosyjską nazwę „Tiulienia”. Z elbląskiej stoczni Sowieci wywieźli 58 łódek wraz z pełną dokumentacją.

Literatura: Historia Elbląga, pod red. Andrzeja Grotha, t. 4, Gdańsk 2002. Gliniecki T., Elbląg czasów wojny, Elbląg 2013. Lawrence P., Desperaci Donitza. Niemieckie żywe torpedy i bezzałogowe łodzie podwodne, Warszawa 2007.


 

37
0
oceń tekst 37 głosów 100%

Zdjęcia ilość zdjęć 3