Olbrzymie rozmiary sprzedają się lepiej w Elblągu, niż w Gdańsku
fot. Bartłomiej Ryś
UWAGA! Niektóre użyte zwroty, cytaty w niniejszym artykule mogą szokować/zaskakiwać. Zdjęcia w poniższej galerii przeznaczone są raczej dla osób powyżej 18 roku życia! Naszych młodszych Czytelników (i tych starszych, ale szczególnie wrażliwych) przestrzegamy!
Wszystko zaczęło się od, a jakże, polityki. Po raz pierwszy nowy sex shop „Chilli” zauważyłem, gdy do naszego pięknego miasta przybyła ówczesna pani Marszałek i, wspólnie z Jerzym Wcisłą oraz Piotrem Cieślińskim, ruszyli na spacer. Do dziś pamiętam trzy przeróżne miny polityków, kiedy przechodzili obok... no właśnie – kontrowersyjnych witryn sklepowych? Właścicielka sklepu twierdzi, że niekoniecznie. Sex shop potrzebny w Elblągu? Jak najbardziej!
Padł pomysł, jest wykonanie – tak można krótko skwitować naszą wizytę w sex shopie o pikantnej nazwie „Chilli” przy ul. 1 Maja w Elblągu. Zresztą, przyzwyczailiśmy już naszych Czytelników do tego, że poruszamy wszelkie interesujące tematy. Szybki telefon, krótka rozmowa telefoniczna, umawiamy się na zdjęcia i rozmowę na sobotę.
- To najmilsza wiadomość, jaką dziś usłyszałam – mówi, jeszcze przez telefon, pani Monika.
Stres? Nie, niekoniecznie. Ciekawość – jak najbardziej. Przyjeżdżam chwilę po 10:00 w sobotę na 1 Maja, parkuję na wprost sex shopu. Sprawdzam sprzęt, karty, obiektywy – wchodzę. Wita mnie uśmiechnięta właścicielka sklepu, która okaże się jedną z najbardziej nieskrępowanych osób, jakie poznałem w swoim życiu. Czuję silny i pewny, ale zarazem życzliwy uścisk dłoni.
Sam sklep? Byłem w szoku. Pozytywnym szoku. Spodziewałem się napastliwej pornografii, a otrzymałem soft erotykę podlaną bardzo strawnym i eleganckim wyglądem samego sklepu. Zwracam uwagę, chyba automatycznie, na mały regał tuż przy wejściu, nad którym jest zainstalowany mały ekranik. Na nim – gwiazdy porno, ale w dość dziwnych... pozycjach. Z małych głośników sączą się dźwięki, które prawie przypominają odgłosy zbliżenia kobiety i mężczyzny.
- Co to? - pytam.
- To specjalne cipki dla mężczyzn – tłumaczy właścicielka. - Powstają z odlewu i kształtu gwiazd porno. Klient może przyjść i wybrać sobie taki model, który odpowiada jego ulubionej aktorce.
- Cena?
- Dość drogie, 300 zł.
Robię zdjęcia i przy okazji przyglądam się przeróżnym gadżetom. Jest dosłownie wszystko – od zabawek dla samotników, poprzez wibratory małe i duże, dla mężczyzn i kobiet, specjalne ciuszki, zabawki analne...
- Główny klient sklepu to kobieta czy mężczyzna?
- Jeszcze pięć lat temu to głównie panowie odwiedzali takie miejsca. Dziś 50/50. Panie to głównie osoby w wieku 35-50 lat. Przychodzą również młodsi klienci, ale oni zazwyczaj kupują np. dildo jako prezent na osiemnaste urodziny.
Pani Monika tłumaczy, że społeczeństwo, zwłaszcza polskie, bardzo się zmieniło na przestrzeni ostatnich lat. Otworzyło się, zaczęło głośno mówić o swoich potrzebach, fantazjach.
- Gdzieś jest w nas zakorzeniony taki stereotyp, że seks to można uprawiać tylko w łóżku, przy zgaszonym świetle, żeby nikt nie widział i nie słyszał. Ale powoli odchodzi on do lamusa.
W międzyczasie wkładam palec w „sztuczną cipkę”. Na sklepowym blacie stoi specjalne urządzenie, w którym można „wypróbować” materiał, z jakiego są zrobione zabawki. Musicie mi uwierzyć na słowo – efekt jest zaskakująco dobry.
Chwilę później do ręki otrzymuję olbrzymiego, sztucznego penisa.
- Proszę dotknąć, proszę zobaczyć, prawie jak prawdziwy.
Mam pewne opory, ale dotykam. Znów jestem zaskoczony – czuć na nim każdą żyłkę, a materiał, z którego jest pokryty, bardzo przypomina skórę człowieka.
- Ale on jest olbrzymi. Co można z nim robić?
- Sama jestem zaskoczona. Wcześniej pracowałam w sex shopie w Gdańsku. Powiem panu, że tam nie sprzedawały się takie ilości tych mega rozmiarów, jak w Elblągu.
Przechodzę do następnej półki, dalej robiąc zdjęcia.
- Mówi się, że Elbląg to miasto starych ludzi, że tu się nic nie dzieje, że każdy każdego zna, że każdy boi się głośno mówić swoje zdanie. A pani otwiera sex shop.
- Nie narzekam na brak Klientów. Ale są jeszcze pewne blokady. Opowiem panu sytuację: wchodzi do sklepu mężczyzna, robi zakupy po czym twierdzi, że jeszcze się rozejrzy. W międzyczasie wchodzi kolejna osoba, klientka. Rozgląda się. Ja zwracam się do pana, czy jeszcze mogę mu w czymś pomóc. On odpowiada, szeptem, że tak, ale dopiero wtedy, jak ta pani wyjdzie, bo on się wstydzi.
Pani Monika na moje stwierdzenie, że jest bardzo otwartą osobą odpowiada, że stara się, aby klienci poczuli się pewnie. Zdaje sobie sprawę z faktu, że część z nich może być zaskoczona, (np. ja byłem zaskoczony po kilkukrotnym użyciu przez właścicielkę słowa „cipka” - potem się przyzwyczaiłem) ale przychodzą tu jednak po to, bo wreszcie zdecydowali się otworzyć. Trzeba im pomóc.
Oglądamy kolejne gadżety. Jest mnóstwo rzeczy dla par.
- To jest taki wibrator, ten jest średnich rozmiarów. Kobieta wkłada go sobie, sznureczek wystaje niczym tampon. Cały myk polega na tym, że jej partner ma pilot do zdalnego sterowania. Dana para idzie np. na zakupy – rozumie pan?
Oczywiście, że rozumiem. Fantazja pracuje na podwójnych obrotach.
- Mamy wibratory wielkości szminki – pani Monika wyjmuje jeden z nich i przy okazji zachwala go. - Tu nie ma baterii, ładujemy go poprzez dołączoną ładowarkę, jak telefon komórkowy. Jest to wibrator łechtaczkowy, jak pan wie, kobiety najczęściej uzyskują orgazm łechtaczkowy a nie pochwowy. Chce pan dotknąć?
- A co jest w nim takiego szczególnego?
- Proszę dotknąć.
Pani Monika włącza mi gadżet nie większy, niż palec wskazujący. Różowy. Jestem zaskoczony po raz trzeci – intensywność wibracji jest bardzo silna.
- Wystarczy kilka chwil, aby kobieta osiągnęła orgazm.
Na podświetlanej, szklanej półce zwracam uwagę na dwie metalowe kuleczki.
- To Kulki Kegla, które swoją historią sięgają jeszcze czasów gejsz. Czy wie pan, że podobno każde zbliżenie z gejszą było niczym seks z dziewicą? Właśnie dlatego, ponieważ ćwiczyły one mięśnie Kegla. Kobieta wkłada sobie kuleczki do pochwy i ma uczucie, że one chcą z niej wypaść. Zaciska więc mięśnie i próbuje do tego nie dopuścić. Potem, po treningach, w trakcie zbliżenia z partnerem robi dokładnie to samo, gdy penis trafi do jej pochwy.
Ekstra sprawa.
Są również gadżety dla panów. Dla przykładu – pasy cnoty.
- Całość jest metalowa, wykończona kłódką, z dziurką do siusiania. Kłódkę można przepiłować wyłącznie u ślusarza.
Pani Monika pokazuje mi również inne gadżety dla mężczyzn. Jak chociażby specjalne urządzenie, które wprowadza się do cewki moczowej.
- Podobno efekt cofającej się spermy jest jedyny w swoim rodzaju – twierdzi i dodaje, że jeszcze nie namówiła swojego partnera do tego typu zabaw.
Elblążanie nie są skrępowani, opowiadają o swoich potrzebach, o swoich problemach łóżkowych. Pragną urozmaicenia, zabawy. Większość gadżetów kupują do wspólnych, a nie samotnych zabaw. Ale zdarzają się również zamówienia dość ekstremalne jak np. gwoździe chirurgiczne. Do jakich zabaw – pozwolę sobie zachować tę wiedzę dla siebie.
W „Chilli” spędzam około godziny. W międzyczasie dowiaduję się, że seks jest nadal tabu, ale w... mediach.
- Przed Świętami próbowałam wykupić reklamę w jednej z lokalnych rozgłośni radiowych. Usłyszałam, że w reklamie nie może być użyte słowo „sex”. Zaproponowałam „sklep erotyczny”. Również mi odmówiono. „Chilli” - to jedyne określenie, jakie było dopuszczalne. Zrezygnowałam, bo mi chilli kojarzy się z pikanterią, a ktoś inny może tu zajrzeć po przyprawy – śmieje się pani Monika.
Żegnam się, wychodzę, życzę powodzenia. Ostatnie zdjęcia sklepowej witryny. Zapominam obiektywu - więc na pewno jestem lekko zaskoczony. Wrażenia? Nader pozytywne. Z kilku względów. Po pierwsze: jest w Elblągu ktoś, kto potrafi swobodnie, kulturalnie rozmawiać o seksie, fantazjach łóżkowych. Po drugie: takie sklepy mają rację bytu, nawet w tak małym mieście. Po trzecie: elblążanie coraz chętniej je odwiedzają, otwierają się, stają się wolni, uwalniają się od zamierzchłych czasów PRLu. Po czwarte: sex shop to wcale nie ostre porno, a jedynie elegancka erotyka.
A po głowie cały czas mi chodzi gadżet, do którego ja miałbym pilot...