Osadzony z elbląskiego aresztu: To był dla mnie ból oraz lekcja życia i pokory
fot. Kpt. Anna Downar
To miejsce zmienia charakter, zmusza do przemyśleń, czy warto marnować czas na złe decyzje życiowe, których skutkiem jest więzienie – mówi Mariusz, lat 36, osadzony w elbląskim areszcie, jest wolontariuszem w hospicjum. Takich osób jest znacznie więcej.
Areszt Śledczy w Elblągu kieruje do zatrudnienia 250 skazanych, co stanowi około 60 procent wszystkich osadzonych. Około 30 osób pracuje w firmach oraz charytatywnie, m.in. w Hospicjum im. Aleksandry Gabrysiak w Elblągu i w Fundacji Końskie Zdrowie.
Wielu skazanych dzięki zdobytym w trakcie odbywania kary pozbawienia wolności kwalifikacjom zawodowym, znajduje pracę po opuszczeniu zakładu karnego. Są oni oceniani przez pracodawców jako dobrzy i rzetelni pracownicy
- przekonuje kpt. Anna Downar, rzecznik prasowy Aresztu Śledczego w Elblągu.
Elbląski areszt podczas czterech odsłon programu “Praca moja szansą” przygotował do podjęcia zatrudnienia w sektorze usługowym i ogólnobudowlanym 41 skazanych. W obecnej edycji programu uczestniczyło 12 osadzonych. Zajęcia składały się z modułu teoretycznego i praktycznego. Ważne było nauczenie
samodzielności i przedsiębiorczości w aktywnym poszukiwaniu pracy.
Po ukończeniu kursów, większość osadzonych zostaje zatrudnionych zgodnie z kierunkiem nabytych umiejętności zawodowych, albo na terenie jednostki lub w firmach, z którymi współpracujemy
- wyjaśnia kpt. Anna Downar.
Każdy kandydat jest brany pod uwagę przy typowaniu na kurs i do pracy.
Decydują różne czynniki, charakter popełnionego czynu, wysokość kary, cechy osobowości skazanego, jego postawa, rodzaj zobowiązań jakie nałożył na niego sąd, umiejętności, itp.
- tłumaczy por. Aleksandra Kwestorowska, wychowawca.
Poza aresztem pracują skazani, którzy mają krótkie wyroki, o bardzo niskiej szkodliwości społecznej np. drobne kradzieże, zadłużenia alimentacyjne i do tego wykazują się dobrą postawą i zachowaniem.
Do takich należy Kamil, lat 38, który jest wolontariuszem Fundacji Końskie Zdrowie. O to co powiedział:
Praca, którą wykonuję przy obrządku koni i w stajni, mimo, że dla wielu jest ciężka, dla mnie stała się przyjemna i daje mi wiele radości. Myślę, że jest to kwestia krytycznego spojrzenia na samego siebie i uświadomienia sobie, że przez ciężką pracę mogę udowodnić, że jestem wartościowym człowiekiem. Świadomość, że robię coś dobrego, pożytecznego, że komuś pomagam sprawia, że czuję się lepszym człowiekiem.
Mariusz, lat 36 jest wolontariuszem w hospicjum. Zaprzyjaźnił się z 24-letnim mężczyzną chorym na raka. Pomagał mu w codziennych czynnościach i przy rehabilitacji. Dodawał mu otuchy, że pokona chorobę. Chłopak wierzył, że z tego wyjdzie.
Ja zresztą też w to wierzyłem, do dnia kiedy przyszedłem do pracy, wszedłem na salę przywitać się z nim, a tam puste miejsce. To był dla mnie duży ból i ciężka lekcja życia, pokory... Czułem, że to niesprawiedliwe, kiedy umiera taki młody człowiek, zobaczyłem jak życie ucieka mi między palcami, zobaczyłem, ile w życiu szczęścia i radości mogą dawać codzienne, drobne rzeczy
- zwierzał się Mariusz.
Mateusz, lat 31 pracował w firmie, w której zajmował się obróbką szkła. Nigdy wcześniej nie miał z tym nic do czynienia.
Jestem zadowolony, że dostałem taką szansę i jestem pewien, że te nowe umiejętności pomogą mi w znalezieniu pracy po opuszczeniu zakładu karnego i dadzą możliwość spłacania alimentów
- przyznaje Mateusz.