Oskarżony o śmiertelny cios nożem, nie przyznaje się do winy (+zdjęcia)
fot. Marcin Mongiałło
Rozpoczął się dziś proces przed Sądem Okręgowym w Elblągu przeciwko trzydziestoletniemu Kamilowi Krzysztofowi M. Prokuratura oskarża go o zadanie śmiertelnego ciosu nożem z dużą siłą, na głębokość 8 centymetrów w klatkę piersiową Arkadiusza L. Oskarżony nie przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień, bo palił dopalcze i pił, więc nic nie pamięta. Zeznawał biegły oraz matka zamordowanego, oskarżyciel posiłkowy.
Do tragicznych wydarzeń doszło późnym wieczorem 27 kwietnia 2016 roku w jednym z mieszkań przy ulicy Władysława IV. Po godz. 22 oficer dyżurny policji otrzymał wiadomość o poważnie rannym mężczyźnie. Wezwano pogotowie i patrol funkcjonariuszy. Informacja potwierdziła się. W mieszkaniu znajdował się mężczyzna z raną kłutą klatki piersiowej. Reanimacja prowadzona przez ratowników medycznych zakończyła się niepowodzeniem. Mężczyzna nie przeżył.
Policjanci zatrzymali do wyjaśnienia trzy osoby, które zastali w lokalu. Wszyscy byli zamroczeni alkoholem. Najbardziej pijana był 33-letnia Marzena T. – 4 promile alkoholu, towarzyszący jej dwaj mężczyźni: M. lat 51 oraz Kamil Krzysztof M. lat 30, mieli po 3 promile. Po wytrzeźwieniu zostali przesłuchani.
Prokuratura wszczęła śledztwo, które zakończyło się aktem oskarżenia. Kamil Krzysztof M., któremu zarzucono pozbawienie życia mężczyzny przy użyciu noża, nie przyznał się do popełnienia przestępstwa. W toku śledztwa, na wniosek prokuratora sąd zastosował wobec sprawcy zbrodni środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania.
Krzysztof Kamil M. został dziś doprowadzony na salę rozpraw z aresztu śledczego.
Wykształcenie podstawowe, bez zawodu, kawaler, pracuję na czarno, cztery razy byłem karany za kradzieże, próbę wyłudzenia i narkotyki
- tak odpowiadał na pytania sędziego Władysława Kizyka.
Krzysztof Kamil M. potwierdził, że zapoznał się z aktem oskarżenia, odmówił składania wyjaśnień oraz odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Nadal nie przyznaje się do winy.
Sędzia Władysław Kizyk odczytał wcześniejsze zeznania oskarżonego.
Nic nie pamiętam. Paliłem dopalacze i byłem pijany. Była tam Marzena, chrześnica mojej matki. Piliśmy ruską wódkę i wino. Kolega kupił mi dopalacze na Bałuckiego. Wypaliłem 4 lufki. Wypiliśmy 0,7 litra, litra i znów litra. Pokłóciłem się z Arkiem o Marzenę. Nic pamiętam, nie wiem która była godzina. Gdy widziałem, że z Arkiem coś nie tak zadzwoniłem na straż pożarną, bo numeru pogotowia nie pamiętałem
Sąd przesłuchał Michała Kaliszana, biegłego do spraw, specjalistę medycyny sądowej.
Podczas sekcji zwłok Arkadiusz L. (którą wykonywałem) stwierdziłem obecność na klatce piersiowej głębokiej rany kłutej po stronie lewej. Doszło do uszkodzenia powłok mięśniowych tworzących pierwsze międzyżebrze, ściany opłucnej, a następnie miąższu lewego płuca. Orientacyjna długość kanału rany to 8 centymetrów
- wyjaśniał biegły. Zapewniał, że aby doszło do takich uszkodzeń trzeba użyć dużej siły.
Michał Kaliszan tłumaczył także jaka była bezpośrednia przyczyna zgonu.
Był to krwotok z uszkodzonego płuca. Doszło do wyłączenia go z roli oddechowej, a dodatkowo do zachłyśnięcia się krwią, która z tego płuca dostała do się do dróg oddechowych. Nastąpiła ostra niewydolność oddechowa. Skutkiem była śmierć.
Zeznawała także matka zamordowanego.
O tym co się zdarzyło wiem do pana M., który wynajmował synowi i jego dziewczynie Marzenie oraz Kamilowi mieszkanie na Władysława IV. Twierdził, że gdy wszedł do mieszkania Kamil trzymał nóż w ręku i powiedział: „Wbiłem Arkowi kosę”. Kazał mu dzwonić na pogotowie. Szybko przyjechało. Długa reanimacja już nie pomogła. M. mówił mi, że Kamil zawsze nosił ten nóż w kaburze
- wyjaśniała przed sądem Anna L.
Rozprawa będzie kontynuowana 9 marca.
Oskarżonemu grozi nawet dożywocie. Prokurator Marzena Furman na razie wstrzymuje się od ujawnienia o jaki wymiar kary będzie wnioskowała.