Piekło Dworca ZOO na deskach elbląskiego Teatru (recenzja)
fot. Konrad Kosacz
Tym razem nie było kurtyn, oczekiwania na spektakl, wygodnego rozsiadania się w fotelach. Przekraczając próg Małej Sceny w Teatrze im. Aleksandra Sewruka, widzowie od razu weszli w rzeczywistość Dworca ZOO. Zamiarem realizatorów sztuki było to, by odbiorcy stali się częścią opowiadanej historii. „My, dzieci z dworca ZOO” w reżyserii Giovanni’ego Castellanos, jest przeniesieniem wydarzeń Berlina roku 1975-1977, do współczesnych czasów.
Dworzec ZOO w latach ‘70 był miejscem spotkań narkomanów, prostytuujących się za działkę młodych dziewczyn i chłopców oraz recydywistów. Wśród nich była dwunastoletnia Christiane. Pochodziła z rozbitej rodziny, nie miała dobrych wzorców ani wsparcia. Dziewczynka szybko zaczęła chodzić na dyskoteki, zadawać się z podejrzanym towarzystwem. Jej jedynym autorytetem była przyjaciółka Kessi, która wciągnęła ją w bagno narkotyków. W trudną rolę Christiane wcieliła się Natalia Jakubowska. O tym jak wyglądała praca nad główną rolą, aktorka opowiedziała nam tuż po premierze.
- Przygotowując się do spektaklu celowo nie oglądałam filmu, by nie wzorować się na Natii Brunchorst. Były momenty kiedy przerywaliśmy grę, reżyser pokazywał nam fragmenty zachowań narkomanów, mieliśmy zrozumieć język otępiałych od narkotyków ciał. Osobiście nie miałam kontaktu z nikim, kto je bierze. Głód narkotykowy umyślnie pokazujemy nierealistycznie, ma mieć wydźwięk metaforyczny. Starałam się jak najgłębiej wejść w psychikę dziewczyny, która ćpa. Forma spektaklu opiera się na tym, że partnerzy towarzyszący mi na scenie są trampoliną do przeszłych zdarzeń. Wyróżnia się trzy plany: mnie uczestniczą w wydarzeniach, mnie wspominają i mnie opowiadają historię – wyjaśnia Natalia Jakubowska i dodaje. - Próby początkowo miały charakter analityczny. Sama gra była bardzo wyczerpująca. Musiałam angażować każdą komórkę swojego ciała. Giovanny Castellanos był choreografem trudnych scen z użyciem elementów sztuk walki. Kondycyjnie było to duże wyzwanie, dyszałam ze zmęczenia, a przy tym ciągle słyszałam: Popraw dykcję!
Aktorzy wciągali widzów do spektaklu, poprzez kierowanie monologów bezpośrednio do nich. Dla przykładu: rozhisteryzowana Christiane wpatruje się w twarz widza, który na chwilę wchodzi w rolę nauczyciela ze wspomnień dziewczyny. Nastolatka krzyczy, krytykuje system edukacyjny i ogólną znieczulicę. Takich interakcji było w spektaklu mnóstwo.
- Spektakl urośnie dopiero z widzami. To tło – czyli publiczność jest najważniejsza. To wyzwanie dla realizatorów i aktorów - mówił przed premierą Mirosław Siedler, Dyrektor Teatru im. A.Sewruka.
Spektakl jest bardzo dynamiczny. Niewątpliwie ogromny wpływ na to miał temperament kolumbijskiego reżysera. Po spektaklu Castellanos opowiadał: - Przed dzisiejszą premierą wybrałem się na seminarium Ju-Jitsu. Mam w sobie bardzo dużo energii, której nie mogę zagospodarować. Nie będę słodził – współpraca z aktorami wyglądała różnie, ale zawsze czułem ich wsparcie i wielką chęć do pracy. Postawiłem na nową adaptację, ponieważ to spektakl dla dzisiejszej młodzieży. Problem narkotyków jest aktualny i trzeba o nim mówić – zaznaczał Kolumbijczyk.
Castellanos pokusił się w spektaklu o ironię, wydawałoby się, że przy tak trudnym temacie nie będzie miejsca na uśmiech. Tymczasem widzowie kilkakrotnie wybuchli śmiechem, żeby zaraz po tym znów wejść w mroczny klimat.
Muzykę do spektaklu skomponował Marcin Rumiński. Jest to mocna strona sztuki.
- Muzyka do spektaklu była skomponowana od nowa – przyznaje artysta. - Część fragmentów powstała podczas prób – patrzyłem na reakcję aktorów i dostosowywałem dźwięki do ich emocji, gry ciała. W głównej mierze słyszymy muzykę elektroniczną opartą na mocnych bitach.
Dla Rumińskiego spektakl stał się osobisty jeszcze z jednego względu. Mianowicie jego córka jest twarzą plakatu promującego film.
Spektakl w reżyserii Castellanosa jest prowokujący.
- To nie jest spektakl profilaktyczny – zastrzega Piotr Boratyński, odtwórca roli Detlefa. - Chcieliśmy odkurzyć problem narkomanii. Przyznam, że na początku byłem załamany. Nie sądziłem, że uda mi się przekazać tak ciężką tematykę. Dążyliśmy do tego, by nie zbanalizować trudnych zjawisk społecznych.
Jaki jest efekt końcowy ocenią sami widzowie. Kto więc powinien wybrać się na sztukę?
- Spektakl skierowany jest do wszystkich, ale szczególnie zaprosiłabym na niego pedagogów i ludzi młodych. Nie kiwamy paluszkiem, nie mówimy: nie róbcie tak. Pokazujemy problem – refleksja należy do widzów – odpowiada Jakubowska.