Poseł Wilk: cofamy się w mroczną przeszłość
Zarządzanie miastem to ciągły proces, więc każdy kolejny prezydent jest zmuszony zasadniczo kontynuować działania swoich poprzedników, by konsekwentnie to miasto rozwijać. Niedocenianie tego zjawiska przez obecnego włodarza powoduje, że cofamy się w coraz mroczniejszą przeszłość.
Kompletne niezrozumienie swojej roli jako organu właścicielskiego wobec spółek miejskich pokazał prezydent w sprawie EPEC-u i uporczywie kontynuuje dezawuowanie tej firmy i jej pracowników. W obronie EPEC-U, jako ważnej spółki miejskiej, stanąłem po raz pierwszy jako wiceprzewodniczący Rady Miasta w 2010 roku, kiedy wiceprezydent Wróblewski aprobował projekt jej sprzedaży. Obserwowałem też z zadowoleniem, jak zarząd spółki konsekwentnie ją modernizował i bez inspiracji pana Wróblewskiego systematycznie obniżał koszty wytwarzanego przez nią ciepła.
Niestety, nie udało mi się wyprowadzić na prostą wszystkich spółek miejskich. Zaniedbania z okresu, kiedy nadzorował je bezpośrednio wiceprezydent Wróblewski, były zbyt duże i zbyt głębokie. Jednakże działania władz Gminy wobec wszystkich miejskich spółek w latach 2010-2014 pozytywnie zaopiniowała Najwyższa Izba Kontroli, co ma znacznie większe znaczenie niż opinia moich oponentów.
Już podczas kampanii wyborczej w 2014 roku można było się zorientować, że nie będzie to prezydentura wizjonerska. Spodziewałem się za to sprawnego administrowania oraz realnego i racjonalnego wykorzystywania środków unijnych w obecnej perspektywie – ostatniej tak korzystnej dla Polski. Niestety – i ta bańka prysła. Pomysłów i wniosków inwestycyjnych generowanych przez miejskich specjalistów faktycznie nie dostrzegam, a chętnie bym się czegoś konkretnego na ten temat dowiedział. W moim przekonaniu jednak, szczyt absurdu i zakłamania został osiągnięty, skoro prezydent ukarał naganą jednego z dyrektorów miejskich jednostek właśnie za złożenie wniosku o dofinansowanie zasadnej inwestycji z unijnych funduszy.
Zadłużenie miasta to problem bardzo istotny, ale wynika głównie ze źle przygotowanych inwestycji jeszcze przez pana Wróblewskiego jako wiceprezydenta miasta. Wielomilionowe wydatki, które pochłonęły roboty dodatkowe przy przebudowie drogi 503 i 504, spowodowane były przede wszystkim wadliwymi zapisami w projektach umów w opracowanych przez niego SIWZ-ach. Tej trudnej sytuacji nie poprawi też budowa bardzo drogiego wiaduktu na Zatorze – potrzebnego, ale niekoniecznie priorytetowego. Zapowiada się bowiem kolejna nieprzemyślana i niedoszacowana inwestycja drogowa, która tylko jeszcze bardziej pogrąży finanse miasta. I tak jak wiele innych rond czy chodników miasta nie rozwinie, ludziom pracy nie da, a młodych i ambitnych w Elblągu na pewno nie zatrzyma. W tej ostatniej, tak ważnej dla miasta kwestii, błyskotliwe działania Elbląskiego Parku Technologicznego, promujące i wspierające gospodarcze inicjatywy młodych elblążan a również kontestowane przez Prezydenta, niestety nie wystarczą.
Poważny problem zaczyna stanowić Urząd Miasta – ustawowo powołany do tego, by przy jego pomocy prezydent mógł realizować swoje zadania. Jak widać, staje się to coraz trudniejsze, ponieważ wielu wartościowych i doświadczonych pracowników odchodzi nie akceptując panującej tam atmosfery i stylu zarządzania. Brak szacunku dla pracowników, nie podejmowanie decyzji, unikanie kontaktów, nie przyjmowanie logicznych argumentów, nadużywanie środków dyscyplinujących – to tylko przykładowe grzechy zwierzchnika urzędu. I kiedy cały cywilizowany świat odchodzi już od twardego, korporacyjnego sposobu zarządzania uznając, że sukces pracodawcy jest wprost proporcjonalny do zadowolenia pracowników, w elbląskim urzędzie rozwija się kult jednostki, władza despoty. Normą stało się wielomiesięczne oczekiwanie na podjęcie prostej decyzji i tylko paradoksalnie, kiedy właśnie potrzeba rozwagi i czasu, tak jak przy podejmowaniu bardzo ważnej decyzji połączenia miejskich szpitali, następuje niezrozumiałe przyspieszenie.
Bez wątpienia trafną decyzją mojej kadencji była budowa Centrum Rekreacji Wodnej. Świadectwo temu dają Elblążanie licznie korzystający z tego obiektu. Natomiast smutnym pozostaje fakt, że to właśnie prezydent Wróblewski, dzień po wyborach, zarówno wydłużył o dwa miesiące termin jej realizacji jak również wydał pozwolenie na dokonanie takich zmian technologicznych przez wykonawcę robót, które znacznie obniżyły standard wykonania i niebawem konieczny może być jego remont.
Pozorne oszczędności Prezydenta polegają głównie na tym, że podejmując arbitralnie decyzje, lekką ręką rozdaje pieniądze wybranym, podczas gdy drugą niszczy ważne instytucje i inicjatywy. I tak zadziwiająco duże pieniądze trafiły np. do firmy Ernst & Young za to, co zwykle robi wykwalifikowana księgowa, tj. rozliczenie podatku VAT. Teraz ta sama firma kilkadziesiąt tysięcy otrzyma za szkolenie urzędników, podczas gdy mocno obcięte zostały wydatki na naprawdę konieczne doszkalanie nauczycieli. Można też powątpiewać w zasadność zlecania zewnętrznym prawnikom przedstawienia opinii w sprawie połączenia szpitali, jeśli zatrudnia się w urzędzie cały zespół radców prawnych.
Nie żałuje też Prezydent środków na trzydniowe Dni Elbląga, o których po kolejnych kilku dniach wszyscy zapomną (już 368.000 zł w podpisanych umowach na organizację, artystów i scenotechnikę), natomiast nie znajduje uzasadnienia dla wydania kilkudziesięciu tysięcy złotych na zakup bezcennych dla miasta i Galerii El obrazów Gerarda Kwiatkowskiego czy kolejną edycję Jazzelbląg. A przecież Gerard Kwiatkowski i przemysłowo-artystyczna awangarda oraz elbląskie zbiory archeologiczne to nasze najważniejsze i najcenniejsze dziedzictwo, wyróżniające Elbląg nie tylko w kraju. Niestety, promocję miasta i kulturę zamieniono skutecznie na niechlubną propagandę władzy i rozrywkę.
Prezydent Wróblewski nie zrozumiał jak dotąd idei samorządności i swojej w niej roli, ewidentnie nie czuje też istoty służby publicznej. Wszystko wskazuje, iż nie przyjmuje do wiadomości, że jego zadaniem jest realizowanie, w ściśle zamkniętym katalogu uprawnień, wyłącznie woli mieszkańców artykułowanej za pośrednictwem radnych miejskich. Jaskrawe lekceważenie radnych jest przejawem nie tylko pychy i arogancji władzy w komunistycznym stylu, lecz też braku poszanowania prawa i norm społecznych.
Z perspektywy mojego doświadczenia – i jako prezydenta miasta, i jako przewodniczącego Rady Miasta - irracjonalne wydaje mi się traktowanie lekceważąco klubu posiadającego w radzie bezwzględną większość. I o ile można to jeszcze przypisać brakowi doświadczenia i wyczucia politycznego pana Wróblewskiego, to zupełnie nie da się zrozumieć i wytłumaczyć destrukcyjnych działań Prezydenta wobec swojego klubu koalicyjnego. Tę kwestię pozostawiam jednak do oceny Platformie Obywatelskiej.
Przekonanie prezydenta, że jest władcą absolutnym, jest zwyczajnie mylne. Niestety, jest też szkodliwe, ponieważ prowadzi do permanentnego nadużywania prawa i przekraczania uprawnień, demotywacji pracowników i osób zarządzających miejskimi jednostkami, paraliżu działań i inicjatyw. Przede wszystkim zaś nie licuje z prawdziwą, demokratyczną ideą samorządności.
Nie o taką bowiem samorządność chodziło Polakom, którzy w latach osiemdziesiątych doprowadzili skutecznie do zmiany systemu. Ale nie zmieniali go na urzędniczy absolutyzm, niekompetentny i arogancki, nieszanujący prawa i ludzi. I dlatego właśnie, gdybym dzisiaj nadal piastował funkcję Przewodniczącego Rady Miasta, zamiast pełnić mandat poselski z ogromnym poparciem Elblążan, z pełnym przekonaniem optowałbym za nie udzieleniem Panu Prezydentowi Wróblewskiemu absolutorium w celu refleksji i opamiętania się.
Z wyrazami szacunku
Poseł na Sejm RP Jerzy Wilk