Prawie pół miliona złotych mają do zapłacenia gapowicze z Elbląga
Jazda bez biletu to dla niektórych sport, dla innych oszczędność w domowym budżecie. Rekordzista z Elbląga nie zaoszczędził, ale ma prawie 25 tys. zł długu.
Jak wynika z Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA około 18 procent pasażerów jeździ bez biletu transportem publicznym. Są zadłużeni na prawie 400 milionów zł. Ich liczba wynosi ponad 311 tys. To o ponad 24 tys. osób więcej niż jeszcze rok wcześniej.
Co ciekawe najwięcej do spłacenia ma województw śląskie, blisko 115 milionów zł, a nasze warmińsko-mazurskie tylko 3,8 miliona zł.
Elbląski "rekordzista" ma prawie 25 tysięcy zł długu, a polski ponad 312 tys. Przeciętny elbląski gapowicz ma do zapłacenia niewiele ponad 800 zł, a średni polski "rekordzista" dwa razy tyle.
Prym w liczbie niezapłaconych mandatów za przejazdy komunikacją miejską oraz kolejami wiodą, niezmiennie od kilku lat, mężczyźni. Stanowią oni 66% gapowiczów. Jak wynika z danych KRD, kobiety dużo rzadziej decydują się na podjęcie ryzyka związanego z przejazdem bez ważnego biletu (ok. 34%)
- czytamy w komunikacie Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA.
Z badań KRDBIG SA wiadomo czym kierują się gapowicze nie kupując biletu.
W świadomości osób korzystających z usług transportu pasażerskiego jazda bez biletu
jest sposobem na oszczędzanie pieniędzy. Taką filozofię przyjmuje jedna trzecia gapowiczów. Inni deklarują, że lubią liczyć na łut szczęścia pozwalający na uniknięcie kontroli (36 procent). Ponad połowa badanych broni się, że opłaty za przejazdy są za wysokie. Ci, którzy kupują bilety, powołują się w pewnym stopniu na swoją uczciwość (41 procent), chociaż zdecydowana większość, bo aż trzy czwarte pasażerów, przyznaje, że kluczowy jest strach przed kontrolerem
– komentuje Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów BIG SA.