Przekop mocno polityczny. Kiedy wbiją pierwszą łopatę?
fot. Konrad Kosacz
W Elblągu mówi się, że gdy politycy deklarują prace przy przekopie przez Mierzeję Wiślaną, oznacza to jedno. Znów zbliżają się wybory, nadciąga kampania wyborcza, padają obietnice, a po głosowaniu znów zostaniemy z niczym.
O przekopie przez Mierzeję Wiślaną słyszymy w kampaniach wyborczych właściwie od 2006 r. Wtedy to senator Elżbieta Gelert, walcząc o prezydenturę miasta, wbiła symboliczną łopatę w Skowronkach.
No i się zaczęło. Rząd PiS zachował się bardzo „odpowiedzialnie”. Na odchodne, rzucił nam projekt budowy kanału przez Mierzeję. Później właściwie za każdym razem ten temat przewijał się w deklaracjach polityków, praktycznie wszelkiej maści. Każda opcja chciała tu coś uszczknąć, zaistnieć, wtrącić swoje trzy grosze. Nawet nie za bardzo rozumiejąc, jak skomplikowana jest to operacja do przeprowadzenia.
Jak to z kanałem przez Mierzeję było?
Prawo i Sprawiedliwość „grzeje się” dziś w glorii chwały inicjatorów rozpoczęcia tej inwestycji. Jak było faktycznie? Mało kto dziś pamięta, że była to… zwykła obietnica wyborcza.
- Uchwałę w sprawie ustanowienia programu „Budowa drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską” rzeczywiście podjął rząd Jarosława Kaczyńskiego. Zrobił to 13 listopada 2007 roku... osiem dni po własnej dymisji. 5 listopada rząd J. Kaczyńskiego ogłosił dymisję, która została przyjęta 16 listopada – pisze Jerzy Wcisła. - Zatem w okresie od 5 do 16 listopada podejmował decyzje, które obciążały następne rządy. PiS przejął władzę w Polsce w październiku 2005 roku. Dlaczego więc czekał z decyzją o budowie kanału ponad dwa lata, aż do czasu, gdy już praktycznie nie miał szans na jej realizację? Chyba nigdy odpowiedzi na to pytanie nie poznamy.
Natomiast samo miasto o przekop zabiegało już od 2006 r. Wtedy te działania inicjował ówczesny prezydent Elbląga Henryk Słonina. Niestety potężna inwestycja, która ingeruje tak mocno w środowisko naturalne, wymaga wielkiego wysiłku związanego z przygotowaniem i jej realizacją. Samo miasto niewiele może. Potrzebna jest dobra wola i wsparcie rządu.
Nie przeszkadza to jednak politykom ogłaszać swoje deklaracje związane z przekopem czy też przyjmować wszelkiego rodzaju uchwały czy deklaracje programowe z tą inwestycją związane. Nawet jeśli nie są to politycy rządzący krajem.
W zeszłym roku na wniosek Pawła Kowszyńskiego klub parlamentarny Solidarna Polska (14.06.2013) złożył w sejmie projekt uchwały o przekopanie Mierzei Wiślanej. W tej sprawie na specjalnym wyjazdowym posiedzeniu klubu parlamentarnego SP (19.06.2013), które po raz pierwszy w historii odbyło się w Elblągu, podjęto uchwałę o możliwości rozwoju miasta Elbląga i subregionu elbląskiego oraz budowie drogi wodnej przez Zalew Wiślany i Mierzeję Wiślaną.
- Efektem spotkań o jakie starałem się było przyjęcie projektu uchwały Sejmu i taki projekt trafił do laski marszałkowskiej. Otwarcie na Bałtyk jest gwarancją tworzenia nowych miejsc pracy i rozwoju turystyki. Jak podaje TVN24 (11.08.2014), wyrzucony przed rokiem do kosza projekt wraca na stół. Jak argumentują przedstawiciele Rządu "zmieniła się sytuacja geopolityczna, bo dziś aby dostać się do elbląskiego portu trzeba przepłynąć przez cieśninę pilawską, czyli teren należący do Rosji" – pisze Paweł Kowszyński z Solidarnej Polski.
Prezydent narzeka na czas
Na powolność procedur zmierzających do tej inwestycji narzeka również obecny prezydent Jerzy Wilk, który w ostatniej kampanii wyborczej o przekopie również dużo mówił.
- Wypadałoby chociaż, żeby rząd podał autora tego projektu. Wygląda jednak na to, że pan premier nagle przejrzał na oczy. Dobrze, że przejrzał. Jako mieszkaniec Elbląga jestem pewien od lat, że ten kanał jest nam potrzebny. Miasto dzięki niemu będzie się rozwijać. Jedni mówią o przekopie, my mówimy o kanale żeglugowym. Chodzi o to, żeby Polska miała swobodny dostęp do Zalewu Wiślanego. Platforma teraz przejrzała, ale jej deklaracje mogą być puste, a na pewno mało wiarygodne. Mowa bowiem o kończeniu inwestycji w 2020 roku. To jest szaleństwo, dla miasta to kolejne sześć straconych lat. Obawiamy się, że nie możemy sobie w obecnej sytuacji geopolitycznej pozwolić, by od humorów Władimira Putina zależało, czy będziemy pływali po zalewie czy nie – mówi w wywiadzie dla portalu wpolityce.pl Jerzy Wilk.
Dlaczego trwa to tak długo?
Wyjaśnia to Jerzy Wcisła, który wskazuje, że rząd PiS-u choć w 2007 r. zainicjował proces budowy kanału przez Mierzeję, nie zrobił nic więcej poza złożeniem takiej deklaracji.
- Kto naprawdę chce budowy kanału nie ma wyboru, musi przejść proces żmudnych prac nad dokumentacją, by w decydującym momencie nie powtórzył się casus Rospudy, który nie kto inny, ale właśnie PiS Polsce zgotował. Siedem lat temu rząd premiera D. Tuska podjął projekt budowy kanału podrzucony mu przez PiS jak kukułcze jajo. Niech więc chociaż lokalni działacze tej partii nie przedkładają dzisiaj partyjnego interesu nad interes miasta i regionu. I niech dołączą do grona tych, których cieszy fakt, że program budowy kanału przez Mierzeję wrócił na listę prac programowych polskiego rządu i ma zostać zrealizowany do 2022 roku – mówi Wcisła.