Dziś ciąg dalszy cyklu rozmów z radnymi Rady Miasta Elbląg. Tym razem przepytujemy Roberta Turleja (PO).

Dyżury elbląskich radnych od pewnego czasu nie cieszą się zbyt dużą popularnością. Elblążanie nie przychodzą i nie zgłaszają swoich problemów. - Jest naprawdę niewielu mieszkańców, którzy do nas przychodzą – mówi Robert Turlej, radny. - W trakcie ostatniego mojego dyżuru, przyszła tylko jedna pani.

- Dzisiaj ludzie wolą kontaktować się z nami poprzez internet i to właśnie tą drogą otrzymuję najwięcej próśb o interwencję – opowiada Robert Turlej. - To jest zrozumiałe. Według mnie dzieje się tak dlatego, że dyżury pełnimy w godzinach, w których zazwyczaj elblążanie pracują. Gdyby były one po południu, to może więcej osób by przychodziło.

Problem z dyżurami do łatwych nie należy. Można by było organizować je po południu, ale wówczas sprawy, którymi można zająć się natychmiast musiałyby czekać aż do dnia następnego. Plusem dyżurów przed południem jest fakt, że radny może od razu skontaktować się z odpowiednimi urzędnikami i departamentami.

Jak twierdzi radny, zgłaszane problemy są różne. Często udaje się załatwić je natychmiast. - Przyszła do mnie pani z problemem ptaków, które zanieczyszczają jej wejście do klatki. W związku z tym, że spowodowane to było sąsiadami, którzy przez okna wyrzucali im pokarm, natychmiast zgłosiłem sprawę do Straży Miejskiej.

- Jeżeli zgłaszane są do mnie proste problemy, które można szybko rozwiązać, to zajmuję się nimi od razu – wyjaśnia Robert Turlej. - Jeśli natomiast dostaję na przykład sprawę braku miejsc parkingowych, to mogę jedynie wnioskować w tej sprawie.