› bieżące
19:15 / 09.06.2018

Rozwój elektromobliności w Polsce. Kto za to zapłaci?

Rozwój elektromobliności w Polsce. Kto za to zapłaci?

Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych, która weszła w życie 22 lutego 2018 r., ma przede wszystkim wspierać rozwój elektromobilności, czyli promocję pojazdów o napędzie elektrycznym. Wprowadzenie w życie jej przepisów nie obędzie się bez kosztów, gdyż plan premiera Mateusza Morawieckiego jest bardzo ambitny i wymaga wielu inwestycji.

Cenę za rozwój elektromobilności zapłacą podatnicy. Stanie się to choćby za pośrednictwem uchwalonej w dniu 6 czerwca  ustawy o biokomponentach i biopaliwach, która wprowadziła opłatę emisyjną od paliw. Na tym się z pewnością nie skończy łupienie kieszeni polskiego podatnika, gdyż koszty rozwoju elektromobilności w Polsce będą olbrzymie. Mają obejmować m.in. budowę do 2020 roku aż 6 tysięcy punktów ładowania o normalnej mocy, (moc ładowania energią elektryczną mniejsza lub równa 22 kW) oraz 400 punktów ładowania o dużej mocy, (moc ładowania energią elektryczną większa niż 22 kW).   

Póki co pojazdy o napędzie elektrycznym są znacznie droższe niż auta spalinowe i nic nie wskazuje, żeby coś w tym względzie w najbliższych latach uległo zmianie. Należy zauważyć, że koszt takich samochodów będzie dodatkowo powiększony o wysokie nakłady związane z ich utrzymaniem. Tymczasem plany rządu, jeśli chodzi o rozwój tej grupy środków transportów, są bardzo ambitne. Zakłada się, że do 2025 roku po polskich drogach będzie jeździć milion tego typu pojazdów. Jak zatem sprawić, żeby Kowalski, którego przeważnie nie stać nawet na zakup nowego samochodu w salonie, zdecydował się na kupno samochodu elektrycznego? Rząd już wie jak to zrobić – metodą kija i marchewki.

Ustawa przewiduje różnego rodzaju zachęty finansowe dla osób, które zdecydują się zakup samochodów eletrycznych, a jednocześnie utrudnienia dla osób, które nadal chcą używać samochodów z silnikami spalinowymi. Jednym z takich utrudnień jest możliwość wprowadzenia przez rady gmin stref czystego transportu, po których mogłyby poruszać się wyłącznie pojazdy napędzane paliwami alternatywnymi. 

Jeśli chodzi o zachęty finansowe dla użytkowników aut elektrycznych, to ustawa przewiduje brak opłat za postój w strefach płatnego parkowania (darmowe parkowanie nie dotyczy hybryd ładowanych z gniazdka - tzw. plug-in). Dodatkowo ustala niższą akcyzę na zakup pojazdu oraz przewiduje korzystniejszą stawkę amortyzacji. Maksymalny próg amortyzacji dla samochodów elektrycznych wykorzystywanych w działalności gospodarczej podniesiono do równowartości 30 tysięcy euro (art. 52), ale na ten przepis musi wyrazić zgodę Komisja Europejska (art. 85). Do 2026 roku przewiduje się również umożliwienie pojazdom elektrycznym poruszanie się po buspasach.

Jednym z nowych obowiązków ciążących po stronie kierowców będzie posiadanie na szybach samochodów kolorowych nalepek, które mają informować o rodzaju napędu danego pojazdu. Mają być wydawane od 1 lipca 2018 roku do 31 grudnia 2019 roku. Obowiązek wynika z przepisu art. 148b ustawy, który wskazuje:

Art. 148b. 1. Od dnia 1 lipca 2018 r. do dnia 31 grudnia 2019 r. pojazdy elektryczne i pojazdy napędzane wodorem oznacza się nalepką wskazującą na rodzaj paliwa wykorzystywanego do ich napędu umieszczaną na przedniej szybie pojazdu według wzoru określonego w przepisach wydanych na podstawie art. 76 ust. 1 pkt 1.

 

2. Nalepkę, o której mowa w ust. 1, wydaje wójt, burmistrz albo prezydent miasta właściwy ze względu na miejsce zamieszkania albo siedziby właściciela pojazdu.

Jak będą wyglądać poszczególne naklejki?

  • zielona naklejka z literą "H" dla pojazdów napędzanych wodorem,
  • niebieska z literami "EE" dla samochodów elektrycznych,
  • brązowa z literkami "CNG" dla pojazdów ze sprężonym gazem ziemnym,
  • fioletowa z literkami"LNG" dla pojazdów na skroplony gaz ziemny.

Kto zapłaci za nowy pomysł rządu w postaci wspomaganego ustawowo rozwoju elektromobilności? Przede wszystkim zacznijmy od tego, że wszyscy ci, których nie będzie stać na zakup auta elektrycznego nie wjadą do stref czystego transportu, które będa tworzone głónie w centrach miast. Mimo nieposiadania samochodu o napędzie elektrycznym właściciele pojazdów o innym napędzie będą zmuszeni ponieść wysokie koszty rozwoju elektromobilności w Polsce (wprowadzenie opłaty emisyjnej od paliw itp.). Kto będzie beneficjentem? Skorzystają przede wszystkim mieszkańcy centrów dużych miast, w których powietrze powinno być czystsze. Skorzystają też duże zagraniczne koncerny samochodowe, które będą mogły rozwijać nową, kosztowną technologię m.in. dzięki przymusowej zrzutce (w postaci podatków) polskich podatników. 

Niestety nasze przedsiębiorstwa, pomimo szumnych planów rozwoju, nie są jak dotąd, delikatnie rzecz ujmując, rekinami na rynku samochodów elektrycznych. Prawdopdobnie jedyna firma z polskim kapitałem, która mogłaby nieźle w tym względzie namieszać – Solaris Bus & Coach (autobusy modelu Solaris Urbino 12 electric jeżdżą po uliach m.in. Warszawy, Krakowa, Berlina i Hamburga) – już niedługo zostanie sprzedana zagranicznemu podmiotowi. Założyciele firmy Solange i Krzysztof Olszewscy badają opcję zbycia pakietu 100 procent udziałów w Solarisie. Wśród potencjalnych nabywców najczęściej wymieniane są: chińskie przedsiębiorstwo BYD Auto oraz tureckie firmy Anadolu Isuzu i Otokar.

W Polsce lokalizowane są natomiast inwestycje zagranicznych przedsiębiorstw, które doceniając potencjał dobrze wykwalifikowanej i w dalszym ciągu taniej siły roboczej, chcą tutaj rozwijać produkcję komponentów do samochodów z napędem elektrycznym. Przykładowo w październiku ubiegłego roku Agencja Rozwoju Przemysłu S.A. w imieniu Ministra Rozwoju udzieliła LG Chem Wrocław Energy Sp. z o.o., spółce koreańskiego koncernu LG, zezwolenia na prowadzenie działalności gospodarczej na terenie podstrefy Wrocław-Kobierzyce w Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej Euro-Park Wisłosan. Dzięki inwestycji LG Chem w Polsce powstanie największa na kontynencie europejskim fabryka produkująca baterie do samochodów elektrycznych, której odbiorcami będą czołowe koncerny samochodowe.

Barierą rozwoju i dostępności aut elektrycznych prawdopodobnie jeszcze przez długi okres czasu pozostanie wysoka cena. Jeden z najtańszych dostępnych na polskim rynku samochodów tego typu – dwuosobowy Smart fortwo electric drive – kosztuje w salonie około 100 tys. zł, a jego zasięg na jednym ładowaniu wynosi zaledwie 160 km. Normalnie wyglądający (jak klasyczne auto) Volkswagen e-Golf, którym na jednym ładowaniu możemy przejachać już około 300 kilometrów, kosztuje około 150 tys. zł. Co ciekawe, jak deklaruje producent, przy zużyciu energii na poziomie 12,7 kWh/100 km koszt przejechania tym samochodem 100 km wynosi zaledwie 7,11 zł.

2
0
oceń tekst 2 głosów 100%