Sanepid zamknął elbląski sklep z dopalaczami i wysłał list do prezydenta miasta
fot. archiwum elblag.net
Sklep z dopalaczami przy ul. Związku Jaszczurczego został czasowo zamknięty przez elbląski sanepid. Próbki podejrzanych substancji są badane w laboratorium. Właściciele już zdążyli założyć firmę pod innym szyldem. Janusz Dzisko, dyrektor wojewódzkiego sanepidu skierował list do prezydenta Elbląga z propozycją rozważenia możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności właścicieli tego lokalu za immisję, czyli negatywne oddziaływanie na otoczenie.
Sanepid w Elblągu walczy od lat z handlarzami dopalaczy. Doprowadził do sprawy w sądzie. Po skazaniu w ubiegłym roku trzech mężczyzn w dwóch procesach za handel dopalaczami, ten proceder nie zakończył się.
Powstają nowe spółki handlujące śmiercionośnym towarem. Sanepid znów sprawdza go w laboratorium. Okazuje się, że to dopalacze. Wtedy następuje zakaz prowadzenia działalności i kary pieniężne. Elbląski sanepid nałożył ich 850 tysięcy zł. Jak na razie od 2012 roku do dziś nie zapłacili ani złotówki
- wyjaśnia Marek Jarosz, szef Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Elblągu.
W tym miesiącu i w czerwcu sanepid skontrolował sklep, przy Związku Jaszczurczego w którym odnalazł substancje zwane dopalaczami.
Zamknęliśmy firmę czasowo, ponieważ trwają badania laboratoryjne mające potwierdzić, że handlowano nielegalnym towarem. Sklep działa znów, tyle że prowadzi go teoretycznie inny właściciel. Takie mamy prawo
- tłumaczy M. Jarosz.
Szefowie sklepu twierdzą, że sprzedają artykuły modelarskie, a dokładnie imitację sztucznego śniegu do makiet modelarskich. Prawda jest taka, że po ich zażyciu klienci często trafiają do szpitala. W Elblągu i powiecie odnotowano 162 takie przypadki od 2012 roku.
Janusz Dzisko, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Olsztynie uznał, że w walce z handlarzami dopalaczami przyda się pomoc samorządowców. Napisał list w tej sprawie do Witolda Wróblewskiego, prezydenta Elbląga. Zwrócił się propozycją rozważenia możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności właścicieli lokalu za immisję, czyli negatywne oddziaływanie na otoczenie.
Chodzi o to, że lokatorzy i właściciele sąsiednich posesji, być może także miasto, ponoszą straty, ponieważ spada wartość ich nieruchomości, klienci sklepu są uciążliwi. Z art. 144 kodeksu cywilnego wynika, że mają prawo dochodzić swoich roszczeń w sądzie
- wyjaśnia Bożena Najda, kierownik Oddziału Higieny Pracy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Olsztynie.
Czekamy na odpowiedź z ratusza w sprawie propozycji sanepidu. Gdy tylko ją otrzymamy natychmiast opublikujemy.