› bieżące
14:30 / 23.01.2015

Sukces ma wielu ojców... i matek. Rozmowa z Izabelą Świerżewską

Sukces ma wielu ojców... i matek. Rozmowa z Izabelą Świerżewską

fot. Paweł Makowski

Za nami szósta edycja Festiwalu Talentów Zespołu Szkół Ogólnokształcących. Wrażeń było bez liku, był śmiech i dobra zabawa. Przede wszystkim zaś było lekkie zdenerwowanie, czemu trudno się dziwić przy imprezie, zorganizowanej z takim rozmachem. O tym, jak zwykle wyglądają przygotowania do festiwalu, o jego uczestnikach i planach, związanych z przyszłymi edycjami wspomnianego wydarzenia, rozmwialiśmy z Izabelą Świerżewską, jedną z jego organizatorek.

Jak wiadomo, pierwsze kroki bywają trudne i niejednokrotnie skomplikowane. Nie inaczej było w przypadku organizowanego już szósty raz festiwalu. Pomysł na jego organizację wyszedł od Izabeli Świerżewskiej, która jeszcze przed kilkoma laty pracowała w Gimnazjum nr 9 w Elblągu. 

Dlaczego właśnie Festiwal Talentów?

Izabela Świerżewska: Parę lat temu pracowałam w Gimnazjum nr 9. Tam zawsze w maju był koncert dla rodziców. Uczniowie chwalili się na nim swoimi umiejętnościami, nie tylko wokalnymi czy jeśli chodzi o grę na jakimś instrumencie. Jeśli ktoś akurat był dobry z chemii, prezentował jakieś doświadczenie chemiczne, miłośnik matematyki dawał popis umiejętności kalkulacji itd. Był to więc swego rodzaju konkurs talentów. Odbywało się to w sali gimnastycznej, a więc na małą skalę, kiedy nie było jeszcze tej hali sportowej przy szkole. Kiedy rozpoczęłam pracę w ZSO, opowiadałam jednej z pań dyrektor o tym wydarzeniu. Pomysł się spodobał i usłyszałam wówczas: "Więc niech pani zrobi coś takiego u nas".

Jak wyglądały początki festiwalu? Gdzie odbywały się jego pierwsze edycje?

IŚ: Nasza szkoła nie dysponuje niestety dobrym sprzętem nagłośnieniowym, co utrudnało pewne kwestie. Od samego początku były plany, by zacząć ten festiwal organizwoać w większej sali, żeby większa część dzieci miała okazję go zobaczyć. Początkowo sala mieściła zaledwie 2-3 klasy. Jedna edycja festiwalu odbywała się w Kinie "Orzeł". To było wtedy jeszcze przed remontem, więc i scena i nagłośnienie nie było najlepsze, ale chociaż więcej uczniów mogło to wydarzenie oglądać. Póżniej pomyśleliśmy o "Światowidzie", w końcu i sala jest tam odpowiednio duża, no i występowały na tamtejszej scenie znane osobistości. Udało się i kolejne edycje festiwalu odbywają sie właśnie tam. Dzięki uprzejmości pana Czyżyka możemy korzystać z tej sali za darmo. Za każdym razem staramy się również pozyskać sponsorów, by zakupić nagrody dla zwyciezców festiwalu. Z roku na rok bywa coraz trudniej, ale moja koleżanka, Monika Andrzejczyk, bez której to przedsięwzięcie  nie mogłoby się udać, robi wszystko, by pieniądze zawsze były. Jej pomoc jest nieoceniona. Sama nie dałabym sobie z tym wszystkim rady. To ogromne przedsięwzięcie logistyczne.

Czy uczestnicy festiwalu w rozmowie z panią przyznawali, że wiążą swoją przyszłość z estradą albo deskami teatru lub w inny sposób chcą pokazać swoje umiejętności szerszej publiczności?

IŚ: Część traktuje występy jako hobby, z którym nie wiążą przyszłości zawodowej. Inni z kolei zdecydowanie chcieliby iść gdzieś dalej i rozwijać talent, by w przyszłości pokazać go znacznie szerszej publiczności. Przykładem jest właśnie Paweł Marchel, który w liceum poszedł do klasy matematyczno-fizycznej z założeniem, że będzie inżynierem. Duża w tym moja zasługa, że jednak postanowił rozwijać swój talent. Mówiłam mu: "Paweł, jeśli rano wstajesz i śpiewasz, w dodatku cały czas o tym myślisz a wieczorem zasypiasz, śpiewając, to chyba oznacza to jedno - że chcesz swoje życie związać ze śpiewem". W tej chwili Paweł nie wyobraża sobie życia bez śpiewania. Scena to jego żywioł.

Proszę powiedzieć, czy jakiś artysta podczas kolejnych edycji festiwalu szczególnie zapadł pani w pamięć? Kto zrobił na pani największe wrażenie?

IŚ: Zdecydowanie były takie występy. Warto wspomnieć o Marcie Burdynowicz, która teraz studiuje na gdańskiej Akademii Muzycznej na Wydziale Musicalu. Była to pierwsza osoba, która wywarła na nie ogromne wrażenie jeśli chodzi o  głos i warunki wokalne. No i urzekła mnie jej skromność. Mogę śmiało stwierdzić, że chyba właśnie osoby najskromniejsze są najbardziej utalentowane. Razem z Martą jeździłyśmy na wiele konkursów. Pamiętam również Karola Bagnowskiego, który niesamowicie się poruszał na scenie, tańcząc electro dance. Zupełnie jak Michael Jackson. Pamiętam jak w pierwszej klasie gimnazjum przyszedł na casting. Już wtedy prezentował wysoki poziom umiejętności. Wiele występów było dla mnie totalnym zaskoczeniem, jak choćby ten, zaprezentowany przez Pawła Marchla. Zawsze go będę pamiętała. A Mirella Burcewicz... to objawienie. Kiedy przyszła na casting i zaśpiewała, normalnie szczęka mi opadła.

Byłem przed kilkoma dniami na szóstej edycji festiwalu i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co miałem okazję tam zobaczyć. Widać było, że uczniowie też świetnie się bawili, zarówno ci, którzy występowali jak i ci, którzy oglądali wszystko z widowni.

IŚ: W istocie. Wszyscy uczniowie czekają na to wydarzenie cały rok, pytają, kiedy to będzie, czego można się będzie spodziewać, ale do ostatniej chwili nie zdradzamy listy uczestników ani programu festiwalu. Wszystko odbywa się na zasadzie jednej wielkiej niespodzianki. Niestety sala w Kinie "Światowid" nie jest dość duża, by pomieścić wszystkich, którzy chcieliby zobaczyć występy kolegów. Liczy sobie zaledwie 350 miejsc, podczas gdy uczniów w ZSO mamy ponad 700. Każdego roku staramy się, by ci, którzy nie występowali w poprzednich edycjach festiwalu dostali swoją szansę.

Czy uczniowie na ogół przychodzą do pani z gotową wizją swojego występu, czy też oczekują, że pomoże im pani poprawić pewne niedociągnięcia?

IŚ: Niektórzy to urodzeni showmani, mają w głowie gotowy scenariusz występu i wiedzą, co i jak chcą zrobić. Inni przychodza po wskazówki albo po pomoc, żeby np. wspólnie wybrać rysunki, które nadają się do zaprezentowania, żeby trochę pomóc w kwestii występu wokalnego lub w jeszcze inny sposób sprawić, że ich występ odniesie sukces.

Co dla pani znaczy być nauczycielem?

IŚ: Po to chyba jestem, zeby wydobyć z dziecka to, co lubi robić najbardziej, żeby pokierować nim i wspomóc w dążeniach do realizacji marzeń. Tak pojmuję swoją pracę. Staram się prowadzić swoje zajęcia w nieco inny sposób, ciekawszy. Oczywiście jest podstawa programowa, którą muszę uwzględnić, ale staram się urozmaicać zajęcia. Mam też świetny kontakt z uczniami. Zdarza się, że mają wprost niesamowite pomysły, stają sie bardziej śmiali, ale w sensie kreatywnym, dzielą się swoimi spostrzeżeniami.

Uczniowie widząc, że jest ktoś, kto chce pomóc i ukierunkować rozwój ich talentu, stają się bardziej otwarci.

IŚ: Zdecydowanie. Tak było np. z Maćkiem Michalskim. To bardzo nieśmiały chłopiec. Na jednej z lekcji, podczas której najpierw śpiewaliśmy kolędy a potem piosenki świąteczne, Maciek zdecydowanie wyróżniał się z grupy. Został na przerwie i poprosiłam, żeby coś zaśpiewał. Bardzo mi się spodobał jego śpiew, więc zaczęłam go przekonywać, że musi wystąpić na festiwalu. Początkowo się wahał, bo sądził, że koledzy będą się z niego śmiać, ale przekonałam go, że będzie inaczej. I wyszedł na scenę. Byłam z niego bardo dumna, że przemógł się i wystąpił.

30
0
oceń tekst 30 głosów 100%