Wczoraj cały Elbląg zelektryzowała wiadomość o utonięciu 15-latki na rzece Elbląg w pobliżu ul. Junaków. Po przeszło dwóch godzinach przeczesywania rzeki zdecydowano się przerwać akcję ratunkową. Pojawiły się pogłoski, jakoby dziewczyna nie utonęła, a wróciła do domu. Policjanci przystąpili do działań.

Już na miejscu od młodych ludzi dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie dziewczyna uciekła do domu razem z grupą znajomych. Wszystko wskazywało na to, że przestraszyła się służb ratunkowych, które przyjechały na dziką plażę. Po dwóch godzinach przeszukiwania dna rzeki policjanci zdobyli wstępny rysopis 15-latki, która miała przebywać w domu. Trop okazał się nietrafiony. Ani w domu ani w rzece nie znaleziono żadnej osoby.

Rzecznik prasowy elbląskiej policji Katarzyna Trochimczuk w rozmowie z nami potwierdziła, że policjanci nie otrzymali żadnego zgłoszenia o zaginięciu młodej osoby. Można więc podejrzewać, że cała wczorajsza sytuacja to... fałszywy alarm. Być może nikt nie zaczął się topić lub takiej osoby w ogóle nie było w tym miejscu.

Pikanterii całej sytuacji dodaje post, który pojawił się na stronie Spotted: Elbląg. Tam anonimowy informator przesłał taką oto wiadomość:

Okazało się jednak, że nikt nie uciekł z miejsca zdarzenia bo jak się okazuje najprawdopodobniej zdarzenia takiego nie było. Było dwóch chłopaków i jedna dziewczyna i krzyczeli tam coś ale wędkarze sobie przekręcili i zadzwonili na straż. Okazało się, że jednak nikt się nie utopił bo osoby które tam były szły sobie spokojnie alejkami i wracali do domu. Służby ratownicze straciły czas najprawdopodobniej. Mieszkam niedaleko tego miejsca i rozmawiałem z ludźmi i większość ludzi to potwierdza.

Jeżeli w najbliższym czasie policja nie odbierze zgłoszenia o zaginięciu młodej osoby, to całą wczorajszą sytuację można określić krótko: na szczęście był to fałszywy alarm.