› zagrożenia i utrudnienia
10:17 / 15.02.2016

Większy problem z mieszkańcami, niż z dzikami

Większy problem z mieszkańcami, niż z dzikami

fot. Bartłomiej Ryś

Z roku na rok zmniejsza się liczba zgłoszeń o pojawiających się w mieście dzikach. Z pewnością jest to efekt budowy ogrodzeń w miejscach, gdzie dochodziło do takich zdarzeń. Jednak najczęściej okazuje się, że to mieszkańcy sami są sobie winni, bo świadomie lub nie, zapraszają dziki do siebie.

Policjanci i strażnicy miejscy każdego roku odnotowują kilkadziesiąt przypadków interwencji związanych z dzikimi zwierzętami. Zwykle interwencja polega na asystowaniu podczas wędrówek zwierząt, ze względu na zapewnienie bezpieczeństwa napotykanych przechodniów. Do Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w 2014 roku trafiło 65 zgłoszeń tego rodzaju, a w 2015 roku już zaledwie 17.

Najczęściej do takich incydentów dochodzi w trakcie okresu zimowo-wiosennego. Dlaczego? Odpowiedź nie tylko wydaje się, ale jest również bardzo prosta. Zwierzęta w tym czasie szukają pokarmu, który zamiast znaleźć w lesie, wyczuwają w mieście. Warto wiedzieć, że dziki mają słaby wzrok, jednak posiadają niezwykle wyczulony słuch i węch. Bez większych problemów są w stanie wyczuć pożywienie z odległości około 500 metrów.

Oczywiście jest wiele możliwości rozwiązania tego problemu. Wśród najczęściej stosowanych są: przeganianie zwierząt, odstrzał, odłowienia doraźne po wejściu między zabudowania oraz ogrodzenie terenu. Można by powiedzieć, że rozwiązania dobre, gdyby nie fakt, że brakuje tutaj edukacji mieszkańców. To właśnie dzięki ich zachowaniom pojawiają się dzikie zwierzęta oraz szczury i gołębie. Zatem, w większości przypadków pretensje możemy mieć sami do siebie.

Wyrzucane resztki jedzenia skutecznie zachęcają dziką zwierzynę do wejścia w zabudowaną przestrzeń miasta, a ta przyzwyczaiła się do obecności ludzi. W większości przypadków bagatelizują spotkanych mieszkańców, chociaż niebezpiecznie może być, kiedy pojawi się locha wraz z młodymi, która bywa bardzo agresywna. Oczywiście, najtrudniej jest zmienić przyzwyczajenia mieszkańców związane z wyrzucaniem jedzenia, zatem najlepszym rozwiązaniem okazała się budowa ogrodzenia o długości 180 metrów, na granicy między zalesionym terenem, a Zespołem Szkół nr 1 oraz Spółdzielnią Mieszkaniową „Nad Jarem”.

Obecnie jest to skuteczne rozwiązanie, które uniemożliwia zwierzętom wejście między zabudowania. Jednak, to czy będzie ono trwałe, zależy przede wszystkim od mieszkańców. Potwierdzeniem tego może być statystyka, która pokazuje, że najwięcej zgłoszeń dotyczących przebywania dzikich zwierząt na terenach miasta odnotowanych zostało Nad Jarem. Dla porównania, w okolicach Bażantarni było pięć razy mniej tego rodzaju incydentów.

 

2
0
oceń tekst 2 głosów 100%