› sport
12:56 / 10.07.2018

Wisła Kraków jednak zagra u siebie

Wisła Kraków jednak zagra u siebie

W końcu rozwiązała się sprawa Wisły Kraków, która z powodu zadłużenia mogła pożegnać się z występami na własnym stadionie. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że już nic nie pomoże Białej Gwieździe w reprezentowaniu swojego klubu na krakowskim stadionie.

Nie pomogli kibice ani deklaracje prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. Ostatecznie spór z miastem udało się załagodzić. Wszystko dzięki Marcinowi Animuckiemu ze spółki Ekstraklasa S.A., który przekonał Jacka Majchrowskiego do tego, aby dał jeszcze jedną szansę władzom Wisły. Oficjalnie klub jest dłużny aż 3.9 miliona złotych, ta kwota uzbierała się przez ostatnie dwa sezony, w których zarząd nie płacił za wynajem stadionu.

Na szczęście dla kibiców tej drużyny, udało się wynegocjować przystępne warunki spłaty tego zobowiązania. Pieniądze, które Wisła miałaby otrzymać z Ekstraklasy, będą wpłacane na konto miasta. Szacuje się, że ostatnia transza ma wpłynąć w 2020 roku.

Oprócz tego zaostrzone zostały warunki uregulowania bieżących opłat. Do rocznej umowy ze stadionem został dodany punkt mówiący o wpłacaniu 130 tysięcy złotych za każdy mecz na obiekcie przy ulicy Reymonta. Termin takiej wpłaty ma nie przekraczać 48 godzin, od momentu rozpoczęcia spotkania. Bonus lojalnościowy w piłce nożnej tym razem nie wystarczył i wszystko zostało ujęte w sztywne ramy.

Problemy finansowe Wisły Kraków mogą negatywnie odbić się na zawodnikach, którzy obawiają się, czy ich wypłata będzie przelewana w ogóle na konto. Wszystko wskazuje na to, że z klubu odejdą cenniejsi piłkarze, którzy nie chcą ryzykować utraty stałego dochodu. To również może wpłynąć na kibiców, gdyż mają oni świadomość, że ich ukochana drużyna przeżywać będzie bardzo trudny okres. Istnieje opcja, że część fanów przestanie inwestować w zespół, kupując bilety, czy korzystać z oferty klubowego sklepu.

Mimo że sytuacja została ostatecznie wyjaśniona, to władze Wisły Kraków powinny dobrze przemyśleć swoje poczynania. Tak wysokie zadłużenie nie pojawia się z dnia na dzień. Jednak osoby, które zarządzają sprawami finansowymi klubu, doprowadziły do takiego stanu, w którym, gdyby nie zarząd Ekstraklasy, to nie tylko dług nie byłby spłacany, ale zobowiązania rosłyby na innych stadionach, na których Wisła miała rozgrywać swoje mecze.

To jest czerwone światło dla PZPN-u oraz innych ludzi odpowiedzialnych za to, jak działa liga. Może warto zastanowić się nad zmianą regulaminu, zaostrzyć warunki regulacji finansowych. Zagrozić klubowi, którego dług nie jest spłacany przez rok, spadkiem z ligi, a nawet odebraniem licencji. Wtedy taka sytuacja nie miałaby miejsca. Zostawiając tę sprawę w takim formacie, wysyłany jest kolejna niechlubna informacja do zdecydowanie lepszych lig oraz piłkarzy, którzy w obawie o niesłowność klubu, nie będą chcieli grać w polskiej lidze, która i tak w obecnych czasach mocno kuleje.

1
0
oceń tekst 1 głosów 100%