› bieżące
13:39 / 08.08.2016

"Żeby trafić do ludzi z ulicy, trzeba na nią wyjść"

fot. Bartłomiej Ryś

Na grupę poubieranych w żółte koszulki ludzi trafiliśmy zupełnym przypadkiem. Na elbląski dworzec przyjechaliśmy po to, aby kupić bilet. Naszą uwagę przykuł fakt, że na ławkach zgromadziło się bardzo dużo osób bezdomnych jedzących ciepłą zupę. Przy okazji słuchali... słowa Bożego. W taki sposób trafiliśmy na jedną z najbardziej emocjolnalnych sytuacji, jakie widzieliśmy w Elblągu.

To był piątek. Przyjeżdżamy na parking przy dworcu PKP, wysiadamy z auta. To nie było spokojnie południe. Z okolic małego „parku” tuż przy ul. Grunwaldzkiej słychać.. słowo Boże sączące się z głośników. Wokół jednej z kobiet, która opowiadała o tym, jak poradziła sobie z nałogiem alkoholowym męża, zgromadziło się kilkanaście osób bezdomnych. Każdy z nich trzyma w rękach talerz ciepłej zupy wydawanej z dużego garnka.

Pierwsze kilka minut w tym towarzystwie i już wiemy, że nie chodzi wyłącznie o ciepły posiłek. A o co? O Boga, który jest wlewany w serca tych, którym nie do końca powiodło się w życiu. Do naszej ekipy podchodzi kobieta, chwilę później dołącza do niej jej mąż. Oboje reprezentują stowarzyszenie „Teen Challenge Elbląg”. To oni zajmują się organizacją spotkań dla bezdomnych i uzależnionych. Akcja jest cykliczna, powtarzana co piątek w tym samym miejscu i w tej samej formule. Rozmawiamy. Dowiadujemy się, że Piotr ma bardzo ciężką przeszłość – był alkoholikiem. Jak sam o sobie mówi - „zwykłym, śmierdzącym menelem”. Ale coś się zmieniło, chciał przestać tak żyć. Sam jednak sobie nie był w stanie pomóc, zwrócił się do kogoś, kto potrafi więcej zdziałać od nas wszystkich. Pomógł mu Jezus Chrystus i od czasu „powrotu” do normalnego życia Piotr głosi jego słowo dalej.

Podczas rozmowy mikrofon przejmuje pani Mariola z Fundacji JesusChrist Security – chrześcijańskiego ośrodka pomocy. Do Elbląga przyjechali aż z Ostrowa Wielkopolskiego – dokładnie tam, gdzie chcieliśmy kupić bilety na pociąg. Przypadek? Pytamy, w odpowiedzi słyszymy, że przypadków nie ma.

Dalej rozmawiamy, strzelamy parę zdjęć. Wszyscy jedzą, wszyscy słuchają. Od Piotra dowiadujemy się, że niektórych osób już nie ma, że niektórych po prostu nie udało się uratować. Na pytanie, czy to nie jest trochę jak walka z wiatrakami, odpowiada: „zdecydowanie nie”. Pokazuje na jednego z mężczyzn, który na pierwsze spotkania przychodził brudny, pijany, śmierdzący. Dziś jest ogolony, w czystych ubraniach, coraz mniej pije, stara się to rzucić, walczy. „Dlatego warto, rozumiecie?”.

Chwilę później do Piotra podchodzi kobieta, ten ją obejmuje ramieniem, rozmawiają. Ona się żali, on jej tłumaczy, „sprzedaje” jej ciepłe, krzepiące słowa. Działają na nią jak najlepszy energetyk.

Obiecujemy na koniec publikację, przyznaję, jesteśmy troszkę zdziwieni. Zdziwieni, co oczywiste, pozytywnie. Takie akcje są w Elblągu jak najbardziej potrzebne. Bo, jak się dowiadujemy na koniec, żeby trafić do ludzi z ulicy, trzeba na nią wyjść. I oni to robią. I Chwała im za to.

 

9
0
oceń tekst 9 głosów 100%

Zdjęcia ilość zdjęć 18