Znieczulica w Elblągu poraża
fot. Bartłomiej Ryś
Felietony zazwyczaj publikujemy w czwartek, jednak wczorajsza sytuacja zmusza nas do złamania tej reguły. Wracając z „wycieczki” po lokalach referendalnych, tuż za „Energą” na ulicy Legionów zauważyłem, że kilka samochodów przede mną zwalnia i coś omija. Spodziewałem się popsutego auta, powalonego drzewa. Jakież było moje zaskoczenie, gdy na środku ulicy zauważyłem małego, czarnego pieska.
Długo nie myśląc wyminąłem, jak wtedy myślałem, zwłoki psa i zatrzymałem się tuż przed nimi. Chciałem po prostu przenieść je z ulicy na chodnik po to, aby żaden z kierowców, choćby przypadkiem, ich nie rozjechał. Za mną zatrzymał się kolejny samochód, wysiadła z niego kobieta. Podeszliśmy do zwierzęcia, było ewidentnie potrącone przez jakieś auto. Tylne nogi psa były nieruchome, a zamiast oczu były widoczne wyłącznie białka. Przy próbie podniesienia piesek poruszył się.
- Żyje?
- Chyba tak. Zna Pani jakąkolwiek lecznicę czynną o tej porze?
- Nie mam zielonego pojęcia.
Wiedząc, że liczy się czas, postanowiłem ruszyć od razu do elbląskiego schroniska OTOZ Animals przy ul. Królewieckiej. W samochodzie rozkręciłem ogrzewanie, a pies... po chwili położył swoją główkę na mojej ręce. Zaczął być coraz bardziej ruchliwy i, zdawało by się, niecierpliwy.
Do schroniska dosłownie wpadłem, za co dziś przepraszam pracowników ;) Było to około godziny 20:20. Dwóch przemiłych Panów od razu zajęło się pieskiem. Jeden z nich poszedł po smycz i spróbował wyciągnąć zwierzę. O dziwo – pies sam wyszedł z samochodu. Drugi z mężczyzn przyniósł czytnik – okazało się, że zwierzę jest zachipowane. Miało obrożę, było zadbane, więc prawdopodobnie uciekło właścicielowi i szukając drogi do domu wpadło pod samochód. Wszystko wskazywało na to, że psu nic się nie stało – było po prostu zmarznięte i przestraszone.
Pracownicy schroniska poprosili o dowód osobisty, spisaliśmy stosowne oświadczenie. Zapewniono mnie, że jutro (poniedziałek) pies zostanie oddany prawowitym właścicielom.
Cała historia zakończyła się szczęśliwie. Być może dzięki mnie. Nie wiadomo, czy ktoś by się jeszcze zatrzymał. Przypominam: przede mną jechało kilka aut. Nie wspomnę już o tym kierowcy, który zwierzę prawdopodobnie potrącił. Nikt się psiakiem nie zainteresował. A przecież... nic mu nie było! Wystarczyło podjechać do schroniska. Takie trudne?
W kolejnej publikacji poruszę temat lecznicy dla zwierząt w Elblągu. Okazuje się, że taka prawdopodobnie nie funkcjonuje w weekendy i święta.
Powiązane artykuły
Potrącony pies na ulicy – gdzie go zawieźć?
11.09.2015 komentarzy 9
Zgodnie z zapowiedzią, powracamy do tematu psa, którego kilka dni temu znaleźliśmy na jednej z elbląskich ulic. Obiecaliśmy, że przedstawimy naszym...